Piątkowy
poranek był identyczny jak wszystkie inne. Tyle tylko, że był piątek!!! Słońce
świeciło za oknem, rzucając promienie na błyszczący śnieg. Wybiegłem z domu
przeszczęśliwy, ponieważ wiedziałem, że niedługa będą ferie, podczas których
czeka mnie wizyta w Anglii u ojca. Na dziś miałem jedno zadanie: zdobyć numer
telefonu Magdy. Byłem bardziej zestresowany niż Maciek wczoraj, gdy miał
zaprosić Karolinę do kina. W pewnej chwili nie cieszyłem się z tego, że jest
piątek, tylko myślałem o Magdzie. Jak taki pacan jak ja mógł zaprzyjaźnić się z
taką wspaniałą, słodką osóbką? „Głupi to ma zawsze szczęście”. Siedziałem nad
talerzem z kanapkami, nie jadłem, nie umiałem nic przełknąć. Czułem jakby
wszystko wewnątrz mnie było zapełnione miłością i wołało „Magda”.
-Nie
jesz? – Spytała zmartwiona mama i spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Jakby
chciała powiedzieć: „Mi możesz powiedzieć wszystko. Co się stało?”. Nie
chciałem jej nic mówić, chciałem załatwić to sam, bez matczynych rad, pouczania
i reguł jak mam się zachować i co kobiety lubią najbardziej. Chciałem
dowiedzieć się co tak naprawdę czuje Magda, czy jestem dla niej idealny, a może
jednak nie?
-Nie
mam ochoty jeść.
-Co
się stało?- Trzeba było jak najszybciej coś wymyślić. Z racji tego, że nie
chciałem jej nic mówić, co czuję i co myślę wymyśliłem:
-Mamy
kartkówkę z chemii.
-Oj,
nie martw się! Pójdzie dobrze. – Jej twarz pojaśniała, na niej pojawił się
przepiękny wielki uśmiech.- To co jedziemy?- Przytaknąłem
Gdy
podjechaliśmy pod budynek szkoły, ujrzałem Magdę- piękną jak zawsze. Trzymała w
ręku książkę do Niemca, rozmawiała z jakimś starszym chłopakiem. „NO TO
PIĘKNIE!” To się czuje kiedy ma się złamane serce?”. Miał długie kasztanowe
włosy, czarne lenonki, na sobie czarną bluzkę z Ironami, koszulę w kratkę,
czarne spodnie i glany. Przez dłuższy czas stałem oparty o bramę szkoły,
wtapiałem się w tłum i udawałem że coś czytam w książce od chemii, byłe w tym
dobry. Mama weszła już do szkoły. Gdy odszedł, ja ruszyłem w stronę Magdy.
-Cześć!
–Powiedziałem i uśmiechnąłem się.
-Cześć!
– Odwzajemniła uśmiech. Pierwszy raz widziałem ją bez okularów. Wyglądała
jeszcze piękniej.- Co się tak patrzysz? Dlatego, że mam okularów? –
Przytaknąłem.- Wczoraj przyszły moje szkła kontaktowe. A co nie ładnie?
-Nie,
nie. – Otrząsnąłem się. Patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem. Aby zmienić temat
zapytałem- Uczysz się niemieckiego? Jest dziś kartkówka?
-Nie,
ale wolę być przygotowana.- Po chwili dodała- Patrz Maciek idzie!
W
tej chwili Maciek… był inny niż zawsze. Zamiast podrywać każdą napotkaną
dziewczynę, wolnym krokiem szedł z rękoma w kieszeni, wpatrzony w ziemię. Miał
minę jakby o czymś myślał. W tym samym czasie do Magdy podszedł chłopak,
którego widziałem pięć minut temu gdy rozmawiali ze sobą.
-Masz
klucze od domu? – Spytał Magdy. Na początku to pytanie mnie zaciekawiło.
-Mam,
a co?- Odparła.
-Zapomniałem
wziąć. Czekaj na mnie przed szkołą po lekcjach, Nara!- Przybili sobie żółwika i
on poszedł.
-To
był mój brat, Paweł.
-Nie
mówiłaś mi, że masz brata.- Spytałem ją, trochę zasmucony.
-Jakoś
mi to z głowy wyleciało, ale już go znasz.- Odpowiedziała i się uśmiechnęła.
Wtedy, wreszcie, Maciek doszedł do nas.
-Cześć…
-Powiedział, nadal zamyślony.
-Już
nie mówisz „Siema Al.!”?- Uśmiechnąłem się i szturchnąłem go w ramię, żeby
poprawić mu humor. Niestety nie pomogło.- Co jest?
-Nic
takiego. Po prostu nie wiem jakie kwiaty mam kupić KaWie…- Odpowiedział ze
spokojem. Spojrzeliśmy z Magdą na siebie, jakbyśmy oboje myśleli to samo:
„Idiota.” Straszyć przyjaciół takimi głupstwami. Powtórzę: Idiota.
Poszliśmy
do szatni zaraz potem zadzwonił dzwonek na lekcję. Przemierzając korytarz
najpierw spotkaliśmy plastiki „Ignoruj je, ignoruj, ignoruj, ignoruj…”, a potem
Monikę z Alanem. Pomachali oboje w naszą stronę, a Monika miała minę jakby
chciała powiedzieć „Muszę Ci coś powiedzieć”. Dochodziliśmy do sali od języka
niemieckiego, pan stał przed drzwiami i na szczęście dopiero wpuszczał klasę do
środka! Nie chciałem się spóźniać, zawsze miałem stu procentową frekwencję i
nie chciałem, aby to się zmieniło przez jakieś głupie spóźnienie. Weszliśmy do
klasy i zajęliśmy swoje miejsca ja z Maćkiem w ostatniej ławce przy oknie,
Magda dwie przed nami.
-
Widzę, że nawet Magda się dziś nie spóźniła! Nie no, piątki są cudowne!- Pan
zwrócił się do niej w żartach, ona odpowiedziała równie „cudownym” uśmiechem.-
Dobra. Mam do was dwie sprawy. Pierwsza: każdy wie, że co roku odbywa się
wiosenny bal, mamy zimę, ale moglibyście zacząć się przygotowywać, zaprosić
kogoś, dziewczyny szykujcie kiecki… No wy wiecie co robić, co ja wam będę
tłumaczyć. Druga sprawa… Wyciagamy karteczki! Tak wiem uwielbiacie mnie!-
powiedział Ubysz żartobliwie, jak to zawsze.
Po
kartkówce, myślałem tylko jedno: „Zaprosić ją, czy nie? A jak mnie wyśmieje?”.
Wtedy na nadgarstku Maćka zauważyłem jakiś napis.
-Ty
masz tatuaż?- Szepnałem.
-Cicho,
kurde. – Uciszył mnie i ściszył głos jeszcze bardziej.- Nikomu nie mów. Mam
wujka tatuażystę zrobił mi go po kryjomu przed rodzicami.
-Aha,
a co tu pisze? Fenylo… co?- próbowałem odczytać.
-Fenyloetyloamina
– najnowsza piosenka Honey. – Wytłumaczył, a gdy chciałem wiedzieć więcej
powiedział. – Na przerwie.
No,
więc „na przerwie” chciałem wiedzieć WSZYSTKO.
-Tłumacz.
– Powiedziałem stanowczo.
-
Honorata Honey Skarbek jest najpiękniejszą kobietą na świecie i ma
najcudowniejszy głos. Moja ulubiona piosenkarka, najsilniejsza osoba jaką znam.
Pokonuję hejterów na każdym kroku, nie znam osoby która w wieku 20 lat zaczyna
budowę domu. Ma talent i potencjał, a Fenyloetyloamina jest piękna, ma w sobie
tyle energii, jest jak narkotyk. Cały czas chcesz wiecej. Podziwiam ją za to w
jaki sposób żyje, jak robi to co kocha i nie przejmuje się innymi, jestem z
piosenkami Honey bardzo blisko, towarzyszą mi w każdej chwili w życiu, tych gorszych
i tych najwspanialszych.
Pierwszy
raz Maciek, mówił z taką powagą. Co prawda może trochę nie poprawnie tworzył
zdania, ale scharakteryzował tą osobę znakomicie i bardzo szczegółowo. Nie
powiem, ze mnie to zdziwiło.
-Nie
wiedziałem, ze uwielbiasz Honey…
-Dokładniej
od premiery radiowej piosenki „No One”, wtedy zacząłem poznawać inne dzieła Hon
i się zauroczyłem.- Mówił jakby jej kawałki były dziewczyną.
Chwilę
później, w rozmowie przeszkodziła nam Mon.
-
Ubysz mówił wam już o balu?- Spytała.
-Tak,
a co?
-
Dowiedziałam się ciekawej rzeczy: Pamiętasz „nasze ukochane” Plastiki… Najpaskudniejszy
pasztet Mariolka, już snuje plany jak zaprosić cie na tegoroczny bal.
-Co!?-
Krzyknęliśmy chórkiem, razem z Maćkiem.
-Ale…
Że…. One… Że… One… Z… …. Nim!? WTF!?- Zaskoczony nowiną Maciek, zaczął się
jąkać. Ja stałem bez słowa. Szczerze: bałem się. W szkole pojawiłem się 2
listopada, a przyjaźniłem się zaledwie z trzema osobami. Resztę poznałem przy
sprawdzaniu listy. Po tym fakcie stwierdziłem, ze muszę zebrać się na odwagę i
zaprosić Magdę. Był wtedy tylko jeden problem: Jak miałem to zrobić? Z Betty
byłem tylko dlatego, że to ja jej się spodobałem i zaczęła pierwsza. Potem
jakoś się ułożyło, później zerwała ze mną przez esemesa o czym już wspominałem.
Na
przerwach rozmawiałem z Magdą, ale nie pisnąłem ani słówka o balu i nie
zapytałem si czy ma już partnera. Po lekcjach wracaliśmy razem ze szkoły.
-
Al., mam pytanie… -zaczęła trochę zawstydzona- Z kim idziesz na tegoroczny bal?
-
No, jak na razie nie mam partnera.
-To
może…- przerwała i złapała oddech.- Może, pójdziemy razem?
W
tym momencie byłem oszołomiony, radosny, zawstydzony, zły sam na siebie i
trzęsły mi się ręce. Czemu byłem zły na siebie samego? Ponieważ i Betty i
Magda, zaczęły pierwsze. Ja już nie mogłem się wykazać prawda?
-
Dobry pomysł.
Rozmowa
o balu się ciągnęła, ale całej nie będę opisywał, bo była zbyt długa i raczej
bym jej nie zapamiętał.
Gdy
wróciłem do domu, zastałem pustkę. Mamy nie było, bo miała dodatkowe zajęcia i
nie było jej do piątej. Włączyłem radio, z którego wydobyła się piosenka „Wake
Me Up”. Nie była do końca w moim guście, więc przełączyłem na EskaROCK. Leciało
„Master Of Puppets”, a że byłem tak szczęśliwy podgłosiłem, jak to się
popularnie mówi, „na fula” i zacząłem robić sobie tosty. Zjadłem i pomyślałem,
ze lekcje odrobię jutro, bo kto normalny odrabia lekcje w piątek. Skoro nawet
Aleksandre Gray tak nie robi, to któż inny mógł. Ściszyłem radio i wyszedłem z
kuchni do swojego pokoju(szaro-czerwone ściany mojego małego królestwa zawsze
mnie uspokajały). Podszedłem do okna i spojrzałem co działo się za nim. Na
placu zabaw bawiły się dzieci, jakaś pani przechodziła z labradorem, starszy
pan czytał „Gazetę Wyborczą” na ławce, a ja siedziałem i obserwowałem ich jak
jakiś szpieg. Długo rozmyślałem co mam robić w piątkowe popołudnie. W końcu
stwierdziłem, że skoro jest taka ładna pogoda, trzeba korzystać z ostatnich
ciepłych jesiennych dni i mógłbym pójść się przejść po mieście, ale
zorientowałem się, ze ktoś wchodzi do domu. Mama wróciła. Zdziwiłem się, że
czas tak szybko mi zleciał na bezsensowne gapienie się w okno i rozmyślaniu jak
baba „w co ja mam się ubrać?”. Przywitała się ze mną i zaczęła z grubej rury.
-Pamiętasz
kuzynkę Mary?
-Jak
mógłbym zapomnieć tej wrednej, dwulicowej, paskudnej…
-Aleksander!
-A
nie prawdę mówię?
-Może
trochę…- zamyśliła się- W każdym razie: wiem, ze w sobotę jest bal i na pewno
idziesz, ale Mary i ciotka Lisa przyjeżdżają z wizytą, w sobotnie popłudnie.
-CO?
-Też
mi nie pasuje, bo miałam być opiekunem na balu…- „może to i lepiej…” –… ale
musimy zostać w domu, oboje.
-
Dlaczego chcesz, żebym cierpiał?
-Też
nie lubię ciotki Lisy, ale muszę, tak jak ty też musisz! Wiesz, że jak odmówimy
ciotke cała rodzina się od nas odwróci!- „było by jeszcze lepiej…”- Także
przykro mi Al.
Przytuliła
mnie i spytała czy jadłem coś. Potem poszła do kuchni zjeść coś i zajęła się
swoimi sprawami.